Zwykle na koniec opisu prześladowań podaję liczbę ofiar krwawych represji wobec Kościoła i jemu wiernych, lecz tym razem zmienię rutynę i zacznę okrutną, prawdziwą statystyką liczby zamordowanych: 13 biskupów, 4184 księży i kleryków seminariów duchownych, 2365 zakonników, 283 zakonnice, ok. 4000 osób świeckich na różne sposoby pomagające osobom konsekrowanym, oraz tysiące zwykłych katolików, którą to liczbę trudno dziś oszacować. Miejscem tych zbrodni była rewolucyjna Hiszpania w czasie wojny domowej w latach 1936–38.
W większości oprawcami były osoby ochrzczone, które mimo to wykazały się szczególnym okrucieństwem przy popełnianiu tych zbrodni; właściwie nie było takiego rodzaju męczeństwa, którego by oszczędzono zakatowanym, łącznie z ukrzyżowaniem. Wielu z nich przed śmiercią poddano torturom, by za cenę ocalenia życia wyrzekli się wiary, namawiając do bluźnienia Panu Bogu, plucia na obrazy Jezusa Chrystusa, deptaniu krucyfiksów etc.
To niewiarygodne, ale w zachowanych dokumentach nie odnotowano ani jednego przykładu apostazji w tak przerażających okolicznościach, a zamiast tego można przeczytać świadectwa heroizmu wiary. I tak w Walencji zakatowano działaczkę Akcji Katolickiej będącą w 8 miesiącu ciąży, której rozpruto brzuch, potem na jej oczach zabito dziecko a później ją samą, bo nie chciała się wyrzec Chrystusa; w tej samej diecezji zamordowano „za zbytnią religijność” 9 braci.
W czasie tego mrocznego okresu straciło życie ok. 12% hiszpańskich duchownych przy czym na terenach opanowanych dłużej przez komunistów, liczba ta sięgała nawet 80%. Nie ma sensu wspominać, że zamknięto wszystkie miejsca kultu, skonfiskowano posiadłości Kościoła, a wszystko co miało związek z religią burzono, podpalano i rabowano.
Zniszczono niemal połowę katolickich świątyń (ok. 20 tysięcy), w ruinę obrócono klasztory, seminaria, siedziby organizacji katolickich, archiwa, biblioteki i muzea. Dzicz rewolucyjna nie oszczędziła niczego, ale ta dewastacja nie była spontaniczna i przypadkowa, ale świadoma zaplanowana i systematyczna. Jak do tego wszystkiego doszło?
By to zrozumieć należy podać tło historyczne, które było podkładem tego, co miało kulminację wiele lat później. Tak więc antyklerykalizm, a z czasem nienawiść do Kościoła miały swe źródła już w XIX wieku, gdy rządy w Madrycie tworzyła nacjonalistyczno-liberalna koalicja, która przeprowadziła fale konfiskat dóbr zakonnych. Miało to swoje konsekwencje, zwłaszcza w regionach południowych, gdzie posługa religijna opierała się na zgromadzeniach zakonnych, a wobec załamania życia klasztornego, nastąpił kryzys duszpasterski i laicyzacja co zostało potem wykorzystane przez ruchy lewicowe jak komunizm i anarchizm nawołujące do przemocy religijnej.
Dodatkowo nowe elity na przełomie XIX/XX wieku były przekonane, iż koniecznym warunkiem modernizacji kraju jest pokonanie wpływów Kościoła a nawet walka z nim, co po penetracji przez masonów wielu nurtów politycznych, oznaczało wprost walkę z Kościołem katolickim.
O skali nasycenia przez masonów systemu politycznego Hiszpanii świadczy to, że po wyborach w 1931 r. i wymuszonej abdykacji króla Alfonsa XIII ponad 60% parlamentarzystów było masonami, którzy za swych ideowych idoli uznali braci z Wielkiej Rewolucji Francuskiej i masonów w Meksyku, co było zwiastunem krwawej rozprawy z Kościołem, a było to jedynie odsunięte do czasu przejęcia władzy przez radykałów. Już w 1932 r. usunięto katechezę ze szkół oraz wypędzono jezuitów z Hiszpanii, zaś rok później ustawa zakazała działalności jakichkolwiek zakonów katolickich.
Rozlała się też fala podpaleń kościołów, wobec której rząd był całkowicie bierny, lecz było to tylko wstępem do tego, co miało się dziać po wygranych przez lewactwo wyborach w 1936 r. Choć byli tylko jednym z elementów lewicowej koalicji, to komuniści zdominowali Kortezy, przez swe działania doprowadzając do wojny domowej.
Zanim do tego doszło, krótko rządziły ugrupowania konserwatywne, odnosząc zwycięstwo w wyborach w 1933 r.; rok później musiały stawić czoła rewolcie wywołanej w Asturii przez komunistów i anarchistów a zginęło wtedy w walkach kilka tysięcy osób, m. in. zamordowano 34 księży, zakonników i seminarzystów, którzy zostali męczennikami za wiarę.
Wskutek skłócenia się sił centroprawicowych doszło na początku 1936 r. do przyśpieszonych wyborów, w efekcie czego władzę objął Front Ludowy, tworząc nowy rząd, nie ukrywający, iż nadszedł czas obalenia systemu demokratycznego i zaprowadzenia „dyktatury proletariatu”.
Margarita Nelken z Partii Socjalistycznej otwarcie wzywała: „Chcemy rewolucji, ale ta rosyjska nie może służyć nam za model, bo u nas musi wybuchnąć ogromnym płomieniem pożar, który dostrzegą na całym świecie, i kraj muszą zalać fale krwi, która czerwienią zabarwi morze”. Z kolei w organie Krajowej Konfederacji Pracy w lipcu 1936 r. pisano, iż „Kościół nadal kroczy swoją drogą, pozostając zawsze naszym wrogiem; zniszczymy go, kończąc z kształceniem czarnych. Jesteśmy tak samo ateistami, jak byliśmy nimi wczoraj, dlatego rozświetlimy niebo promieniami palonych starych świątyń obskurantyzmu”.
Te 2 cytaty były zwiastunem krwawych prześladowań, których inicjatorem i siłą napędową była rządząca koalicja. I rzeczywiście, niebo nad Hiszpanią pokryło się łuną podpalanych szkół katolickich, konwentów i świątyń, a ponieważ akty te były dokonywane przez lewicowe bojówki, republikańska policja nie reagowała; tylko w ciągu 6 miesięcy 1936 r. spalono 170 kościołów, zabito 330 osób i raniono 1511; do rozprawy z katolikami zachęcały prorządowe gazety, lecz największy katolicki dziennik „El Debate”, alarmujący o pogrążaniu się kraju w coraz większej anarchii i bezprawiu, był z tego powodu kilka razy zawieszany w wydawaniu przez władze.
Czarę goryczy przelało zamordowanie Jose Calvo Sotelo, lidera opozycji parlamentarnej, którego w lipcu porwali z domu członkowie socjalistycznej milicji i Gwardii Szturmowej; zbrodnia ta wzburzyła antylewicową większość Hiszpanów i spowodowała, iż wojska stacjonujące w Maroku zdecydowały się wypowiedzieć posłuszeństwo lewicowej władzy. Ich dowódcy generałowie Francisco Franco i Emilio Mola po wybuchu w Madrycie antylewicowej rebelii postanowili ją poprzeć i tak 18 lipca 1936 r. rozpoczęła się wojna domowa, która miała przejść do historii z wielu powodów.
Pierwszym było rozpętanie, mimo iż Kościół nie był uczestnikiem rebelii prawicowej, krwawego terroru wymierzonego w przedstawicieli Kościoła i zwykłych wiernych. Oprócz morderstw duchownych czy świeckich katolików i palenia świątyń, niszczono oraz profanowano miejsca kultu religijnego, urządzano świętokradcze procesje w relikwiami i parodię mszy świętych, a nawet posunięto się do profanacji zmarłych, gdy wyciągano z grobowców szczątki zakonnic by wystawiać je na pośmiewisko lewackiej dziczy.
By usankcjonować masowe mordy dokonywane bez żadnych procesów, powołano za sowieckim przykładem „trybunały ludowe”, które wydawały wyroki śmierci nawet na podstawie plotek czy pomówień, bez żadnych dowodów, nie mówiąc już o kwalifikacji „rewolucyjnych zbrodni” jako pozbawionych podstaw prawnych.
W obozie republikańskim znalazł się wyjątek, którym był lider Baskijskiej Partii Narodowej Manuel de Irujo, który na początku 1937 r. został ministrem i po własnym dochodzeniu podczas obrad rządu przedstawił raport obrazujący skalę prześladowań i zbrodni władz republikańskich wobec Kościoła; dobrze będzie tu zacytować pewien wiele mówiący fragment:
„Kapłani i zakonnicy zostali aresztowani, zamknięci w więzieniach, setkami byli rozstrzeliwani bez żadnego procesu. Fakty tego rodzaju chociaż w mniejszej liczbie, mają miejsce nadal i obecnie nie tylko na wsiach (gdzie barbarzyńsko poluje się na księży i zakonników, by ich po schwytaniu zabić), ale także w miastach. Madryt, Barcelona i inne wielkie miasta są miejscami, gdzie dokonywano tysięcy aresztowań i bez żadnego powodu zamykano ich w więzieniach, pozbawiając możliwości odpowiednich praktyk. Doszło do tego, że zakazano posiadania obrazków i przedmiotów kultu, a policja, która dokonuje rewizji w domach narusza prywatność życia osobistego, stosując przemoc i niszcząc wszystko, co ma jakikolwiek związek z kultem”.
Minister dowodził, że takie działania mają fatalny wpływ na wizerunek republiki w oczach świata, i dlatego proponował by odejść od takich skrajnych prześladowań, lecz rząd jego propozycję odrzucił.
Ostatnia fala prześladowań katolików połączona jak zwykle z licznymi mordami, profanacjami, grabieżami i innymi aktami przemocy, miała miejsce na wiosnę 1938 r. kiedy wojska republikańskie zdecydowanie zaczęły przegrywać wojnę z siłami narodowymi gen. Franco. Dopiero po kolejnych porażkach na froncie, lewica zdecydowała się złagodzić represje wobec katolików, powołując pod koniec 1938 r. Generalny Komisariat Kultów, który miał się zająć normalizacją stosunków z Kościołem, czym jednak nie zdołano przekonać do siebie strony katolickiej.
Trudno tego oczekiwać po kilku latach konfliktu zbrojnego, który nigdy w historii nie przysporzył Kościołowi tak wielkiej liczby błogosławionych i świętych, zamordowanych z powodu nienawiści do wiary katolickiej. Do tej pory Stolica Apostolska, podczas pontyfikatów Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka wyniosła na ołtarze ponad 1000 męczenników z tamtych ponurych czasów, a jest to liczba tylko tych, których długie procesy, prowadzone wg procedur kościelnych się odbyły, bo ogólna liczba ofiar jest znacznie większa.
Najlepiej chyba udokumentowaną pracę historyczną poświęconą liczbie ofiar cywilnych (nie dotyczy ona żołnierzy) opublikował w 1977 r. Ramon Salas Larrazabal, który podał liczbę ofiar egzekucji i pogromów ze strony republikańskiej na 72 344 osoby, zaś prawicowe represje kosztowały życie 32 021 ludzi.
Taki był tragiczny finał kolejnej próby stworzenia „nowego człowieka” i ustroju sprawiedliwości społecznej,
za budowę którego historia wystawiła rewolucyjnym oprawcom krwawy rachunek. Nienawiść do Kościoła i katolicyzmu wynikała z pobudek ideologicznych, bo przecież najczęściej zabijano osoby konsekrowane i zwykłych wiernych w środowiskach wiejskich czy robotniczych. Dla masońsko-rewolucyjnych oprawców nie miało to żadnego znaczenia, bo w walce o całkowitą anihilację katolicyzmu wszystkie metody były dozwolone, a okrucieństwa i perwersje były sobie poczytywane za zasługę.
Aż strach pomyśleć jak by się potoczyły losy Hiszpanii gdyby lewacka republika wygrała wojnę domową. Dlatego też jedną z najbardziej znienawidzonych postaci dla lewactwa jest gen. Franco, który uchronił swoją ojczyznę od krwawej dyktatury.
Mimo, że prześladowania, o których teraz krótko wspomnę mają podwójną naturę, tj. narodowościowo – religijną, to jednak z powodu faktycznej identyfikacji na linii naród – religia, trzeba je sklasyfikować jako prześladowania także religijne, choć określa się je generalnym terminem ludobójstwo. Rzecz będzie o rzezi Ormian na początku XX w. przez Turcję.
Ormianie w tym czasie byli największą grupą narodowościową wśród ok. 6 mln chrześcijan żyjących pod panowaniem tureckim (Armenia w IV wieku była pierwszą krainą, która przyjęła chrześcijaństwo jako oficjalną religię). Pierwsze krwawe prześladowania nastąpiły w latach 1895-96 przez sułtana Abdul-Hamida II, gdy ofiarami planowej masakry padło co najmniej 200 tys. Ormian. Dla tureckich oprawców były one traktowane jako niemal jak część obchodów ich świętego dnia, czyli piątku, kiedy po porannych modlitwach mułła udzielał zachęt do rozpoczęcia mordów.
Dodatkowo tereny zamieszkałe przez Ormian poddano przymusowej islamizacji, a miejsca oporne głodzono. Oto jeden z przykładów heroicznej wiary. W Bitlis ok. 100 kobietom po zamordowaniu ich mężów Turcy dali wybór: wyrzeknijcie się Jezusa a będziecie żyć, na co kobiety oświadczyły, iż skoro za Niego umarli ich mężowie, to i one pójdą za ich przykładem. Wszystkie kobiety zostały zamordowane.
Podobnie z powodu odmowy apostazji, z rąk tureckich, często w wyniku okrutnych i barbarzyńskich tortur zginęło 170 ormiańskich księży. Prześladowania obejmowały też niszczenie świątyń, których 568 całkowicie zrównano z ziemią, podobnie jak 77 klasztorów, a 328 zamieniono na meczety. Druga odsłona rzezi Ormian zaczęła się 20 lat po tej pierwszej z wybuchem I wojny i była brutalnym złamaniem zobowiązania Turcji do nadania Ormianom szerszej autonomii, co zostało zatwierdzone wiosną 1914 r.
Po wybuchu wojny w sierpniu, z początkiem 1915 r. rozpoczęło się metodyczne ludobójstwo, które zaczęło się do konfiskaty broni by ofiary nie stawiały oporu zbrojnego; potem przystąpiono do selektywnej eksterminacji liderów religijnych i inteligencji, by następnie wdrożyć w życie perfidny plan. Perfidia polegała nie na jawnej rzezi ale na deportacji ludności, głównie starców, kobiet i dzieci (mężczyzn wcielono do specjalnych oddziałów wykonujących najcięższe prace dla armii tureckiej, a następnie ich w grupach po 50-100 osób rozstrzeliwano „za zdradę”) do obozów koncentracyjnych pobudowanych na pustyni w Syrii.
Trasa i warunki deportacji były zrobione tak, by maksymalnie zabić przez głód i wycieńczenie jak najwięcej z maszerującej masy ludzi. Nieliczne ocalałe resztki z tysięcy które wyruszyły na piekielną drogę osiedlono wprost w namiotach na pustyni, a tych którzy by i nawet to przetrwali, miały dobić oddziały tureckiego wojska i kurdyjskie bojówki posłuszne rządowi. Jedynym ratunkiem przed deportacją było przyjęcie islamu; nie przynosiło to pożądanych rezultatów, wobec czego młode Ormianki uprowadzano i zmuszano do wyjścia za mąż za muzułmanów.
Oporne spotykał tragiczny los, np. w miejscowości Zile, po zabiciu wszystkich mężczyzn z konwoju, pozostałe przy życiu kobiety i dzieci długo trzymano na otwartym polu bez jedzenia i wody by „zmiękły” i przeszły na islam, a wobec odmowy, wszystkie kobiety na oczach dzieci zakłuto bagnetami. W ten sposób, w latach 1915 – 1918 zginęło w Turcji ok. 1.5 mln Ormian z 2 mln żyjących w tureckiej prowincji Wschodnia Anatolia.
Oczywiście mordy i prześladowania ormiańskich chrześcijan dotyczyły głównie tamtejszego Kościoła gregoriańskiego i na terenach objętych turecką eksterminacją zamordowano też praktycznie wszystkich duchownych, którzy nie zdołali się jakoś ukryć. Ale podobny los spotkał też hierarchię oraz kapłanów Kościoła ormiańsko–katolickiego oraz zgromadzeń zakonnych; nie oszczędzono nawet sióstr ze Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia, prowadzących szkołę i sierociniec, których 13 oraz miejscowego biskupa za odmowę apostazji, oprawcy zabili.
Z 70 tysięcy Ormian – katolików, którym posługiwało 157 księży i 128 sióstr, po deportacjach przetrwało ledwie 13 tys. wiernych, 37 duchownych i 56 zakonnic. W sumie w wyniku ludobójczych mordów z terenu Turcji zniknęło całkowicie 14 diecezji katolickich.
Chcę w tym miejscu zacytować fragment pewnego telegramu, który we wrześniu minister spraw wewnętrznych Talaat Pasza wysłał do prefektury Aleppo, gdzie dochodziły ocalałe resztki konwojów z Ormianami: „Już wcześniej zostało zakomunikowane, że rząd zdecydował o całkowitej eksterminacji wszystkich Ormian zamieszkałych w Turcji. Ci, którzy będą sprzeciwiać się tej decyzji, nie będą mogli uczestniczyć w sprawowaniu władzy. Nie bacząc na kobiety, dzieci oraz chorych, na drastyczne środki tej eksterminacji, zamykając uszy na głos sumienia, należy położyć kres ich egzystencji”.
Później min. Talaat wydał dwa razy polecenia dyskretnej eksterminacji deportowanych Ormian, a w dyrektywie o konieczności zachowania tajemnicy przypomniano polecenia rządowe, ponaglające miejscowe władze, by wymordować też osoby, które przeżyły marsze śmierci. Wszystkich bez wyjątku, nawet dzieci porywane podczas deportacji przez bandy tureckie i kurdyjskie, a potem islamizowane.
Tak na marginesie można dodać, iż ten sam model ludobójstwa i barbarzyńskie metody zastosowano wobec chrześcijan z Syrii. Do 1915 r. żyło tam ok. 0.5 mln chrześcijan różnych wyznań, zaś Turcy nie dyskryminowali: po 3 latach makabrycznych masakr liczba ta został zredukowana do zaledwie kilku tysięcy osób, którym udało się skutecznie ukryć przed oprawcami.
We wcześniejszym odcinku pisałem o martyrologii Kościołów chrześcijańskich w Sowieckiej Rosji w początkowych latach po przewrocie komunistycznym; dobre, sprawdzone przez towarzyszy radzieckich metody, były wzorcem do postępowania w opanowanych przez Sowietów krajach Europy Środkowo – Wschodniej. Fizyczna eksterminacja była połączona z długoletnimi wyrokami więzienia, zwłaszcza dla hierarchów Kościoła, powoływano też rozbijackie stowarzyszenia księży oraz zamykano klasztory, nakładano na instytucje kościelne olbrzymie podatki etc.
W takich krajach jak Czechosłowacja, Bułgaria, Węgry, Rumunia i Polska nie było masowych mordów, jednak całkiem inaczej sytuacja wyglądała w Jugosławii, którą rządził tak hołubiony przez Zachód Josip Broz-Tito. Zaraz po zakończeniu II wojny na katolickie regiony kraju, tj. Chorwację i Słowenię spadły dotkliwe i krwawe represje. Ocenia się, że wymordowano ok. 140 tysięcy ludzi, w tym 243 księży, 19 kleryków, 3 zakonników i 4 zakonnice; uwięziono 169 duchownych a 89 było „zaginionych”, czyli zostali zabici a ich ciał nie odnaleziono.
Jeszcze gorsze prześladowania, które skoncentrowały się na osobach konsekrowanych (w myśl zasady „uderz w pasterza a owce się rozproszą”) miało miejsce w Albanii, gdzie w latach 1944-45 zamordowano niemal połowę katolickich duchownych. Taki był początek budowy pierwszego ateistycznego państwa świata, którego bilans po 20 latach ateizacji był taki, iż z 7 albańskich biskupów przeżył tylko 1, z 200 księży przeżyło 32 a z ok. 200 zakonnic przy życiu pozostały 42.
Niestety wiatr historii przewracał nadal coraz to nowe, krwawe karty męczeństwa Kościoła i jego wiernych połączone często z czystkami etnicznymi, i nie wydaje się, by można tę księgę martyrologii chrześcijan już zamknąć, gdyż współczesne czasy nadal ociekają krwią męczenników za wiarę. Nieraz przykłady heroizmu wprost zdumiewają, jak młodej dziewczyny Jacqueline zamordowanej podczas rzezi Tutsi w Rwandzie w 1994 r. Kat najpierw odrąbał jej ręce i nogi i tak przeleżała cała noc wielbiąc Boga; gdy rano oprawca przyszedł sprawdzić, czy już skonała zastał ją modlącą się. Odszedł i popełnił samobójstwo. Zginęło wtedy w Rwandzie 3 biskupów, 103 księży, 47 zakonników, 65 zakonnic i tysiące świeckich wiernych.
Rok potem w Algierii terroryści z Islamskich Sił Zbrojnych zamordowali blisko 20 księży i sióstr zakonnych a połowie 1996 r. 7 francuskich trapistów, porwanych wcześniej dla okupu. Zanim Sudan w wyniku wieloletniej wojny domowej podzielił się na dwa kraje, muzułmańska większość na północy prowadziła systematyczną eksterminację chrześcijańskiej mniejszości na południu.
W Nigerii od lat, i cały czas to trwa, mają miejsce notoryczne prześladowania chrześcijan połączone z mordami, paleniem kościołów, całych wsi i miasteczek chrześcijańskich; potwierdzone dane mówią o tysiącach zabitych i nie ma miesiąca, by nie informowano o nowych antychrześcijańskich pogromach. Kto pamięta dziś o rzezi chrześcijan w Timorze Wschodnim, kiedy walczył o odłączenie się od islamskiej Indonezji? To kolejne tysiące ofiar.
W niepamięć odeszły też chyba, być może z powodu ich ustania, krwawe prześladowania jakie dotknęły chrześcijan w Pakistanie, podobnie jak po uspokojeniu się sytuacji w Indiach, gdzie całkiem niedawno hinduistyczni fanatycy palili katolickie świątynie i mordowali swych współziomków, tylko z powodu wyznawania innej wiary (ale zdarza się to na mniejszą skalę nadal).
Czy świat pamięta jeszcze masakry dokonane przez Państwo Islamskie, kiedy wyznawcy Chrystusa dosłownie dawali głowy za to, że nie chcieli się Go wyrzec i przejść na islam? To dlatego, całkiem duże wspólnoty chrześcijańskie żyjące od wieków na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej, zostały zdziesiątkowane przez islamskich oprawców, i ta „pokojowa” religia i jej wyznawcy ciągle przysparzają chrześcijańskich męczenników.
Pisząc o tych wszystkich męczeńskich kartach historii chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego, nie sposób zauważyć jednej rzeczy, a mianowicie bezgranicznej obłudy w wypadkach, kiedy odpowiedzialnymi za zbrodnie były formacje rządzące, wszystko jedno w jakiej formie, które miały naturę komunistyczno–masońską.
Poczynając od tzw. „Wielkiej” Rewolucji Francuskiej i zagłady katolickiej Wandei, przez bolszewizm i jego zbrodniczą ideologię z milionami ofiar, następnie masońsko–rewolucyjne masakry w Meksyku podczas powstania Cristeros, aż po wojnę domową w Hiszpanii z jej zdziczeniem rewolucyjnych żołdaków – wszystkie one, miały jeden mianownik, a mianowicie dokonywanie masakr, ludobójstwa i okrutnych prześladować w imię „dobra człowieka i ludzkości”.
Ani niemieccy naziści, ani Turcy czy ogólnie muzułmanie podczas rzezi i popełnianych okrucieństw, nie zasłaniali się taką absurdalną wymówką (co nie znaczy oczywiście by popełnione przez nich zbrodnie miały generalnie inny wymiar); to co robili raczej nazywali po imieniu, choć w miarę starali się swą zbrodniczą działalność jakoś ukryć przed światem. Nie ma wątpliwości, iż jest to znak charakterystyczny wszelkiego rodzaju lewactwa, by nawet zbrodnicze akty nazywać przy pomocy wynalezionej przez nich Nowomowy, „dobrem ludzkości”.
Mam skromną nadzieję, iż tymi ograniczonymi z konieczności artykułami, przybliżyłem Państwu skalę krwawych prześladować chrześcijaństwa, od samego jego początku (jego pierwszą ofiarą był sam Jezus), bo jest to temat faktycznie zapomniany. Chciałoby by się mieć nadzieję, że takie historie już się nie powtórzą, lecz jak dobrze wiemy z życia, gwarancji w tym względzie nie ma….

