Imperium na glinianych nogach
Dlaczego Rosja traci narzędzia szantażu i nie może zakończyć wojny na Ukrainie
Władimir Putin od ponad dwóch dekad budował swoją władzę na dwóch filarach: kontroli nad społeczeństwem wewnątrz kraju i szantażu energetycznym wobec świata, głównie krajów dawnego bloku sowieckiego. Ten drugi element – „broń naftowo-gazowa” – pozwalał Kremlowi przez dziesięciolecia czerpać gigantyczne zyski i równocześnie wymuszać ustępstwa polityczne na Europie i sąsiadach. Od jakiegoś czasu jednak oba te filary zaczynają się chwiać. Wojna przeciwko Ukrainie, określana jako „operacja specjalna”, która miała odbudować pozycję Rosji jako supermocarstwa, w rzeczywistości okazuje się być próbą desperackiego podtrzymywania totalitarnego systemu. Można by nawet śmiało stwierdzić, że to kolejna „maskirowka” Kremla.
Rosyjski pisarz i publicysta Edward Topol przypomniał w liście otwartym do prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, że historia Rosji nie zna sytuacji, w której powrót armii z frontu nie wywołałby chaosu. Klęska w wojnie z Japonią zakończyła się rewolucją 1905 roku, I wojna światowa doprowadziła do abdykacji cara, a Afganistan stał się jednym z gwoździ do trumny ZSRR. Putin jako doświadczony oficer KGB zna te mechanizmy doskonale i wie, że powrót półtora miliona brutalnie doświadczonych żołnierzy z Ukrainy do domów oznaczałby rozpad państwa od środka. Z tego właśnie powodu wojna przeciwko Ukrainie nie jest dla niego wyborem – to konieczność przetrwania reżimu. Dlaczego jednak do niej doszło?
Zasoby energetyczne – koniec mitu „surowcowego imperium”
Rosyjski minister zasobów naturalnych Aleksandr Kozłow przyznał niedawno, że opłacalne do wydobycia złoża ropy w Rosji mogą wystarczyć na zaledwie 26 lat. Całkowite rezerwy szacuje się na 31 mld ton, ale tylko około 13 mld można wydobyć bez ponoszenia strat. Reszta to zasoby technologicznie trudne, wymagające sprzętu i know-how, do których Rosja nie ma dziś dostępu.
Ponad 90 procent zaawansowanego sprzętu wiertniczego sprowadzano z Zachodu. Po 2022 roku import został niemal całkowicie zablokowany przez sankcje. Oznacza to, że dotychczasowe prognozy – utrzymanie wydobycia na poziomie ponad 500 mln ton rocznie – są czystą fikcją. Według scenariusza pesymistycznego, przy utrzymaniu sankcji i przyspieszeniu transformacji energetycznej na świecie, w 2050 roku rosyjska produkcja ropy może spaść do 171 mln ton rocznie, czyli trzykrotnie mniej niż obecnie.
To oznacza nie tylko kryzys budżetowy, ale też kres skuteczności surowcowego szantażu. Europa, która w 2021 roku kupowała ponad 40% swojego gazu z Rosji, dziś zredukowała ten import do minimum, budując alternatywne połączenia i inwestując w LNG. W efekcie, zamiast atutów, Rosji pozostają gigantyczne koszty utrzymania wydobycia przy coraz mniejszej opłacalności.
Co wyszło z badań sprzed dekad – i dlaczego wraca to dziś jak bumerang
Już kilkadziesiąt lat temu radzieckie ośrodki badawcze ostrzegały, że wyczerpywanie łatwych złóż i eksploatacja „na rekord” doprowadzą do gwałtownego wzrostu współczynnika wody w ropie (water cut), spadku ciśnienia złożowego i szybkiego starzenia się pól naftowych. Najbardziej spektakularnym przykładem jest gigant z Zachodniej Syberii – Samotlor. W połowie lat 80. niezależne relacje opisywały jego przedwczesny schyłek jako efekt forsownej eksploatacji i chaotycznego zarządzania; już wtedy ostrzegano, że z pola wypływa coraz więcej wody zamiast ropy. Dziś wiemy, że Samotlor jest ponad 80% wyeksploatowany, a water cut sięgał tam nawet ~90%, co wymaga ogromnych nakładów na utrzymanie produkcji i separację wody od surowca.
Równolegle – również „kilkadziesiąt lat temu” – ZSRR prowadził szerokie programy badań nad metodami intensyfikacji wydobycia (EOR), zwłaszcza na starych polach w Tatarstanie i Baszkirii (Romashkino, Arłan). Testowano m.in. zatłaczanie polimerów i surfaktantów, by obniżyć napięcie międzyfazowe i „wypchnąć” więcej ropy z porów skały. To dzisiaj znane rozwiązania, ale już wtedy laboratoria BashNIPIneft raportowały próby polimerowego zalewania złóż (chemical flooding), a w kolejnych dekadach Tatnieft kontynuowała prace w Romashkinie i na innych polach. Problem? Te technologie wymagają dostępu do odpowiednich polimerów, inhibitorów i aparatury dozującej, a także dobrego modelowania złożowego – obszarów, w których po 2022 r. Rosja ma ograniczony dostęp do zachodnich komponentów i oprogramowania.
Sowiecka geologia od dawna wiedziała też, że prawdziwy klucz do Zachodniej Syberii leży w skałach macierzystych – przede wszystkim w formacji bazhenowskiej. Już przed półwieczem opisywano ją jako superbogate, krzemionkowe łupki osadzone w warunkach anoksycznych, które wygenerowały ponad 80% syberyjskiej ropy. Współcześnie mówi się o „niekonwencjonalnej” eksploatacji Bazhenovu (tight oil), ale to wymaga wielostopniowego szczelinowania i precyzyjnego wiercenia horyzontalnego – segmentów, gdzie embargo technologiczne szczególnie boli. Dziedzictwo badań jest, ale jego wdrożenie bez swobodnego dostępu do technologii jest i trudne i drogie.
Jeśli natomiast mówimy o „ambicjach na głębokość” – unikalny w skali świata był radziecki projekt Kola Superdeep (SG-3). W latach 1970–1990 przewiercono się tam do 12 262 m, zbierając bezcenne dane o warunkach fizycznych i mineralogii litosfery: dużo wyższe niż oczekiwano temperatury, obecność wodoru w płynach, mikroorganizmy i skamieniałości planktonu na głębokości ok. 6 km. Choć Kola nie miała charakteru naftowego, wnioski dotyczące struktury skał krystalicznych, uskoków i migracji płynów były ważnym „backgroundem” dla późniejszej sejsmiki refleksyjnej i interpretacji głębokich profili – czyli dokładnie tego, czego dziś Rosji brakuje w wersji „topowej”, z nowoczesnym softwarem i serwisem.
Wreszcie, od końcówki lat 80. w dokumentach i pracach akademickich opisywano potężne, ale ekstremalnie trudne złoża gazu na szelfie arktycznym – symboliczny Sztokman odkryto w 1988 r. Już wtedy ostrzegano, że bez międzynarodowej kooperacji i technologii głębokowodnych (subsea, pływające jednostki, zaawansowana automatyka) projekt będzie miał chroniczne opóźnienia. Dziś, po sankcjach i odpływie zachodnich partnerów, te ostrzeżenia sprzed dekad materializują się w pełni.
Wniosek: radzieckie i wczesnorosyjskie badania sprzed 30–50 lat dały świetny „atlas problemów” i kierunki rozwiązań (EOR, modelowanie złożowe, arktyczny offshore, geologia głębokiego basenu). Ale dziś – przy starzejących się polach, wysokim water cut, rosnącym udziale „trudnych” formacji jak Bazhenov i odcięciu od krytycznych technologii oraz usług – te same, dawne wnioski działają jak memento: bez globalnego łańcucha technologicznego i kapitału Rosja nie jest w stanie powtórzyć zachodniej krzywej efektywności, a utrzymanie produkcji na „rekordach” sprzed lat jest już coraz bardziej mało realne.
Ukraina – wojna o zasoby i „spichlerz świata”
Inwazja na Ukrainę miała nie tylko wymiar geopolityczny, ale też czysto ekonomiczny. Rosja – o czym ciągle mało się mówi i pisze – jest w sensie dosłownym, państwem kolonialny, tyle że w znaczeniu kontynentalnym, a nie zamorskim. Moskwa podbijała kolejne tereny, eksploatowała je, a że nie umiała i nie umie stworzyć gospodarki rentownej, to wybierała zawsze wersję łatwiejszą, czyli podbijanie kolejnych terenów. Teraz na naszych oczach ta polityka zaczyna przynosić skutki dla Rosji tragiczne i jeśli wojna utrzyma się jeszcze przez 20-30 lat, to będziemy świadkami spektakularnego upadku caratu w obecnej formie. O ile oczywiście jakieś inne czynniki nie spowodują wcześniejszego upadku Putina i jego bandy, czyli zorganizowanej grupy przestępczej skrywającej się pod przykrywką państwowości.
Warto tu wskazać, że Donbas i Morze Czarne kryją jedne z największych złóż gazu w Europie. Gdyby Rosja przejęła kontrolę nad tymi terenami, mogłaby przedłużyć swoją surowcową hegemonię o kilka dekad.
Jednocześnie Ukraina jest trzecim największym eksporterem żywności na świecie. Kontrola nad rolnictwem ukraińskim pozwoliłaby Kremlowi stworzyć nowe narzędzie nacisku – szantaż żywnościowy wobec Europy, Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji. Już w 2022 roku blokada portów czarnomorskich wywołała kryzysy humanitarne w wielu krajach Globalnego Południa.
Plan ten jednak nie powiódł się w pełni. Ukraina, przy wsparciu UE i NATO, znalazła alternatywne szlaki eksportowe przez Rumunię, Polskę i państwa bałtyckie. Choć droższe i mniej wydajne, pozwoliły utrzymać handel i osłabić efekt rosyjskich blokad.
Syria, Wenezuela i Arktyka – rozsądna czy desperacka ekspansja?
Aby zabezpieczyć przyszłość, Rosja od lat angażuje się w konflikty i projekty w miejscach, gdzie znajdują się strategiczne zasoby surowców naturalnych. Moskwa ze swoim dziedzictwem cartu nie wytworzyła przy tym modelu gospodarki opartego na przemyśle, innowacjach, samowystarczalności i współpracy międzynarodowej – od lat dominuje tam ten sam model kolonialny, a władcy liczą, że zawsze znajdzie się jakiś kraj do podbicia, który będzie można eksploatować, a po jego wydrenowaniu… znajdzie się kolejny.
Syria – do grudnia 2024 r. Moskwa wspierała reżim Baszara al-Asada, utrzymując bazy w Tartusie i Hmejmim; po obaleniu Asada i ustanowieniu władz tymczasowych Rosja próbuje zachować obecność wojskową, lecz nowe władze zapowiedziały rewizję dotychczasowych porozumień (m.in. unieważniono komercyjny kontrakt Stroytransgazu w porcie Tartus), a przyszłość obu baz pozostaje przedmiotem negocjacji i sporów.
Wenezuela — po wycofaniu się Rosnieftu z powodu sankcji jej aktywa przejęła państwowa Roszarubieżnieft, a 7 maja 2025 r. Putin i Nicolás Maduro ogłosili „partnerstwo strategiczne”. Dla Kremla, który traci dźwignię surowcową w Europie, pas Orinoko to dziś polisa na ciężką ropę i kanał wpływów: udziały w spółkach joint venture, wsparcie logistyki i rozliczenia poza dolarem. Skala korzyści pozostaje jednak ograniczona przez reżim sankcyjny USA oraz chroniczne problemy PDVSA — od niedoborów rozcieńczalników po zdegradowaną infrastrukturę, co wymusza doraźne importy i sprzedaż z dyskontem głównie do Azji.
Arktyka — według szacunków USGS to ok. 13% światowych nieodkrytych zasobów ropy i 30% gazu (głównie offshore). Nic dziwnego, że Moskwa od lat pompuje środki w Północną Drogę Morską, rozbudowuje flotę atomowych lodołamaczy projektu 22220 (Arktika, Sibir, Ural, Jakutija już w służbie) i wzmacnia infrastrukturę wojskową. W teorii to miał być filar „nowej surowcowej dźwigni” po utracie europejskich rynków. W praktyce Arktyka boleśnie pokazuje ograniczenia rosyjskiej technologii i skuteczność sankcji.
LNG jako game-changer?
Sztandarowy projekt Arctic LNG 2 – klucz do skoku eksportowego – wielokrotnie hamował, a pod koniec 2024 r. wstrzymał skraplanie z powodu sankcji i braku odpowiedniej liczby gazowców klasy lodowej (ARC7). Dodatkowo UE zakazała reeksportu rosyjskiego LNG przez porty unijne (koniec „przesiadek” w Europie od marca 2025 r.), co mocno utrudniło logistykę. Efekt makro: rosyjski eksport LNG w I poł. 2025 r. spadł o ~4,4% r/r, mimo że „stary” Yamal LNG trzymał mniej więcej stały wolumen. Co charakterystyczne dla realiów omijania restrykcji, w 2025 r. pojawiły się incydentalne załadunki w Arctic LNG 2 z udziałem jednostek objętych sankcjami i dopiero we wrześniu 2025 r. Novatek ogłosił dostarczenie pierwszego ładunku z tego projektu do Chin. To nie jest trwały przełom, lecz raczej środowisko „stop-go”: próby wznowień przeplatane przestojami i wysokimi dyskontami cenowymi.
Dolna linia: Arktyka pozostaje dla Kremla priorytetem strategicznym, ale bez zachodniego serwisu, oprogramowania złożowego, poddostawców subsea i floty gazowców Rosja nie jest w stanie szybko zamienić potencjału geologicznego w stabilną przewagę geopolityczną. Wpisuje się to w szerszy o Rosji, że jej surowcowe „operacje specjalne” mają dziś coraz częściej charakter propagandowego podtrzymywania mitu, niż realnego narzędzia długotrwałego szantażu energetycznego.
Szantaż żywnościowy – plan, który się załamał
Kreml sądził, że skoro ropa i gaz przestają być skuteczną bronią, uda się wykorzystać żywność. Rosja liczyła, że kontrola nad ukraińskim rolnictwem i blokada portów czarnomorskich pozwoli jej szantażować Zachód głodem w krajach rozwijających się.
Jednak świat szybko wyciągnął wnioski. UE i NATO otworzyły alternatywne szlaki handlowe, ONZ uruchomiła mechanizmy wsparcia, a państwa Globalnego Południa zaczęły inwestować w zwiększenie własnej produkcji. Kreml utracił przewagę, a zamiast narzędzia szantażu zyskał reputację agresora gotowego do destabilizowania światowych rynków.
Gospodarka na krawędzi
Rosyjski model gospodarki, uzależniony od eksportu surowców, okazał się niezdolny do adaptacji. Sankcje odcięły Moskwę od kluczowych technologii, inwestorzy zagraniczni wycofali się, a wewnętrzna produkcja przemysłowa nie jest w stanie zastąpić zachodnich technologii.
Ponad 90 proc. oprogramowania geologicznego, 50 proc. maszyn górniczych i 30 proc. urządzeń naziemnych pochodziło z importu. Próby zastąpienia ich krajową produkcją kończą się fiaskiem – jakość jest niższa, a awaryjność wysoka.
W tej sytuacji wojna staje się dla Kremla również narzędziem odwracania uwagi od własnych problemów gospodarczych. Zamiast reform, Rosjanom oferuje się mobilizację i propagandę „oblężonej twierdzy”.
Historia jako klucz do teraźniejszości
Władimir Putin doskonale rozumie, że zakończenie wojny to dla niego śmierć nie tylko polityczna, ale – znając realia historyczne Rosji, także dosłowna. Historia tego kraju uczy, że każdy powrót armii z frontu przynosił rewolucję albo kryzys władzy. Stalin po 1945 roku uniknął tego losu tylko dlatego, że zostawił miliony żołnierzy w okupowanej Europie. Putin chciałby powtórzyć ten scenariusz, lecz realia XXI wieku mu na to nie pozwalają.
Dlatego właśnie wojna na Ukrainie staje się dla niego „permanentną operacją specjalną” – nie drogą do zwycięstwa, ale mechanizmem trwania przy władzy i przy życiu jego samego i jego współodpowiedzialnych za zbrodnie zbirów. Dopóki żołnierze są na froncie, dopóty nie wrócą do Moskwy i Petersburga, gdzie mogliby stać się zagrożeniem dla samego systemu – ciągle sowieckiego – totalitaryzmu.
Świat bez rosyjskiego szantażu
Ostatnie trzy lata pokazały, że świat potrafi szybko uniezależnić się od rosyjskich surowców. Europa dywersyfikuje dostawy i przyspiesza budowę infrastruktury LNG. Kraje Globalnego Południa, które Kreml chciał szantażować żywnością, uczą się zwiększać własną produkcję i szukać alternatywnych rynków.
Rosja natomiast pozostaje w tej sytuacji z malejącymi zasobami, coraz słabszą gospodarką i armią uwięzioną w konflikcie, którego nie może ani wygrać, ani zakończyć. To sytuacja, którą coraz częściej analitycy określają mianem „pułapki historii”.
Podsumowanie
Przez dziesięciolecia Rosja budowała swoją potęgę na eksporcie surowców i strachu, jaki wzbudzała jej armia. Dziś oba te narzędzia przestają posiadać wiodącą siłę sprawczą. Ropa i gaz się kończą, świat odcina się od rosyjskich dostaw, a próba wykorzystania żywności jako nowej broni okazała się nieskuteczna. Pozostaje jeszcze wojna dezinformacyjna i hybrydowa, ale to sprawy na kolejne obszerne opracowania. Wojna na Ukrainie nie jest więc już dla Putina środkiem do osiągnięcia strategicznego celu, ale jedynym mechanizmem, który pozwala mu utrzymać władzę. To wojna, którą Rosja prowadzi już nie dla zwycięstwa, ale dla przetrwania władającej nią zorganizowanej organizacji przestępczej i jej bossów.
Mariusz Paszko
Słowa kluczowe: Rosja, Putin, wojna w Ukrainie, szantaż energetyczny, ropa i gaz, szantaż żywnościowy, Edward Topol, Arktyka, Syria, Wenezuela, sankcje
Źródła: The Moscow Times, Edward Topol, Interfax, Reuters, European Commission, USGS, Los Angeles Times, HCSS, Oxford Institute for Energy Studies
Zobzcz także: https://republikapolonia.net/2025/08/17/operacja-pajeczyna-cz-iv/

