Moją męczeńską śmiercią dalej Wam służę
Błogosławiony męczennik ks. Jerzy Popiełuszko po 41 latach patrzył na nas i przemawiał do nas:
„widzicie, zamordowali mnie, myśleli, że to koniec człowieka, koniec duchownego, a tymczasem moją męczeńską śmiercią dalej Wam służę”, dowodem jest ta Msza Święta, 41lat po morderstwie, 19 października 1984 roku w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu.
Minęły czterdzieści jeden lat od tamtej jesiennej nocy, gdy ksiądz Jerzy Popiełuszko został brutalnie zamordowany przez funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki. A jednak wciąż trwa nie w pamięci pomników, lecz w pamięci sumień. Dziś, gdy kościół św. Stanisława Kostki na Żoliborzu zapełnia się wiernymi, w ciszy modlitwy słychać echo jego głosu: „Zło dobrem zwyciężaj”. To zdanie, wypowiedziane niegdyś z ambony, wrosło w narodową świadomość, jak ziarno, które umierając, rodzi nowe życie.
Kiedy patrzymy na fotografie sprzed czterech dekad na jego młodą twarz i te piękne zielono-brązowe oczy miałam poczucie, że naturalnie chcę się do nich przykleić, spokojną, a zarazem przepełnioną bólem i pokojem uświadamiamy sobie, że męczeństwo nie jest końcem, lecz przemianą. Ks. Jerzy nie umarł wtedy nad Wisłą. On rozpoczął swoją wieczną posługę świadka prawdy, która nigdy nie milknie.
Ks. Jerzy Popiełuszko był synem prostej polskiej ziemi. Urodził się w Okopach z heroicznej matki Marianny. Jako Warszawianka heroizm dla mnie reprezentuje Powstanie Warszawskie, młode dziewczyny, Warszawianki rodziły wtedy w kanałach a Pani Marianna w okopach – co za zbieżność. Raz jeszcze ta zbieżność udowadnia, że Matki Polki są i będą bohaterkami. Święcenia kapłańskie przyjął w 1972 roku, a swoją służbę rozpoczął z pokorą i bez krzyku na warszawskim Żoliborzu, przy kościele św. Stanisława Kostki. Tam zrodziło się jego posłannictwo głoszenie Ewangelii, nie tylko słowem, ale odwagą bycia prawym w czasach zakłamania.
Jego kazania, zwłaszcza te podczas Mszy za Ojczyznę, były jak ognisko, przy którym grzały się zmarznięte serca narodu. Nie wzywał do nienawiści. Wzywał do prawdy. „Nie można życiem dzielić na dwie części jedną dla Boga, drugą dla władzy” mówił w 1983 roku z ambony żoliborskiego kościoła. Tymi słowami wyrażał to, czego miliony Polaków nie mogły powiedzieć na głos.
Ludzie Solidarności, robotnicy z Huty Warszawa, studenci, artyści wszyscy przychodzili, aby usłyszeć nie tylko księdza, lecz brata, który nie bał się mówić prawdy w czasach kłamstwa. „Módlmy się o odwagę bycia dobrym” powtarzał, a jego głos stawał się sumieniem epoki. Moim zdaniem powinien zostać po Kanonizacji, Świętym Świata pracy lub innymi słowy robotników- robotników od słowa robić I pracowników od słowa pracować. To była moralna rewolucja rewolucja człowieka spokojnego, ale niezłomnego.
Ten niewielki kościół na Żoliborzu otoczony starymi drzewami i ciszą uliczek stał się świadkiem historii. Z jego ambony popłynęły słowa, które zmieniały serca, a dziś spod tej samej posadzki biją modlitwy milionów. To tu spoczywa błogosławiony męczennik. Jego grób otaczają setki zniczy i wianków, a pomiędzy nimi ciche łzy pielgrzymów.
Wczoraj to znaczy 19 października 2025 roku Kościół był tak pięknie podświetlony, iż wydawało się, że stoi na jakiejś górze oliwnej, a wszystko wokół było jedną wielką galaktyką, w której świeciły gwiazdy nadziei, piękna , prawdy I wytrwałości.
Byłam zdumiona kiedy ksiądz wyczytywał wybitne osobistości, które wzięły udział w tej pięknej uroczystości: List od Prezydenta Karola Nawrockiego, odczytany przez Doradcę Pana Prezydenta Jana Kasprzyka, Wice Marszałek Sejmu Krzysztof Bosak wraz z rodziną, Ambasador Austrii, oraz cała plejada wybitnych Polskich polityków, niektórzy z nich przybyli całymi rodzinami oraz dziećmi.
Wyraźnie odczuwało się różnicę między współczesnymi parafianami kościoła a tymi, dzisiaj już staruszkami, którzy pamiętali błogosławionego ks. Popiełuszko.
19 października 1984 roku stał się dniem tragicznego spełnienia słów Ewangelii:
„Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół swoich”.
Uprowadzony przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, torturowany i zamordowany, ksiądz Jerzy nie przestał być świadkiem miłości. Jego śmierć nie była klęską, lecz zwycięstwem zwycięstwem prawdy nad lękiem, światła nad ciemnością.
Wspominał Ojciec Jan Góra:
„Jego śmierć była krzyżem, który zrodził nowe życie w narodzie. Z krwi księdza Jerzego wyrósł kwitnący sad odwagi”.
Podobnie mówił Jan Paweł II podczas jego beatyfikacji:
„Zło nie zdołało złamać jego ducha. Zło przegrało w człowieku, który zło dobrem zwyciężył”.
Dziś, czterdzieści jeden lat po tamtym wydarzeniu, jego duch wciąż jest z nami. Przemawia nie z ambony, lecz z sumień. Patrzy na nas spod żoliborskich drzew i pyta: czy zachowaliśmy wierność prawdzie, czy potrafimy zło dobrem zwyciężać? W czasie chaosu i relatywizmu moralnego jego słowa brzmią jak kompas, który prowadzi ku światłu.
„Tylko dzięki prawdzie człowiek może być prawdziwie wolny”
Dr. Mira Modelska-Creech



